🎍 Było Sobie Trzech Chińczyków

Piosenki dla dzieci bajubaju.tv Jest to przetłumaczona jedna z niemieckich piosenek dla dzieci Trzech chińczyków oraz kontrabas, Na ulicy stali dlugi czas, Policjant nie zna ich a Ty już ich
Jolajna Jola, Jola sobie trzej Japoni:Jaksy,Jaksy Draksy,Jaksy Draksy sobie trzy Japonki:Dżipka,Dżipka Tripka,Dżipka Tripka i oni się pobrali:Jaksy z Dżipką,Jaksy Draksy z Dżipka Tripką,Jaksy Draksy Droni z Dżipką Tripką i oni mieli dzieci:Jaksy z Dżipką mieli Toni,Jaksy Draksy z Dżipka Tripką mieli Fudżi Toni,Jaksy Draksy Droni z Dżipką Tripką Rampamponi mieli Fudżi Fudżi Toni. Było sobie trzech Chińczyków:Jaksa,Jaksa Draksa,Jaksa Draksa sobie trzy Chinki:Cypka,Cypka Drypka,Cypka Drypka i oni się pobrali:Jaksa z Cypką,Jaksa Draksa z Cypką Drypką,Jaksa Draksa Droni z Cypką Drypką i oni mieli dzieci:Jaksa z Cypką Szacha,Jaksa Draksa z Cypką Drypką Szachszaracha,Jaksa Draksa Droni z Cypką Drypką Lampamponi Szachszaracha Karzeł kopnął Karola. Kulawy Karol kopnął Karła i kolorował Karła kolorem kopniaka. Karolina, która kochała Karola, kopnęła kolorowego Karła. Karzeł, kopnął kochającą Karola Karolinę. Karolina krępowała Karola, który kopnął kolorowego Karła. Kolorowy Karzeł, którego kopnęła Karolina kierował komunistycznym krajem karów. Komunistyczny kraj kolorował karłów kolorem krwawiącym. Karolina, która kopnęła Karła krwawiła. Krwawiąca Karolina kopnęła kolejno kulejącego Karola i Karła i kulejąc krwawiąco kochała kolosalnie kojąco Karola. Spirytusinek najwydestylowaniuchniejszy. Szedł Herbst z pstrągami i słuchał oszczerstw z wstrętem patrząc w przestrzeń przez szczelinę w Sasza suchą szosą, bo gdy susza szosa sucha. Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego. Stół z powyłamywanymi nogami. Czarna krowa w kropki bordo żuła trawę kręcąc się z rozentuzjazmowanego tłumu. Idzie Jerzy koło wieży i nie wierzy, że na wieży siedzi Jerzy. Wyrewolwerowany rewolwer. Papier. Papier był kolejnym wynalazkiem Han. Papier mógł być zrobiony ze szlamu z tkanin, takich jak konopie lub ryż. Ts'ai-Lun przypisuje się wynalazkowi, chociaż uważa się, że został stworzony wcześniej. Ts'ai-Lun dostaje kredyt, ponieważ pokazał go chińskiemu cesarzowi ca. AD 105. Pisać o kuchni chińskiej to trochę tak, jak pisać o jedzeniu w ogóle. Nie wiem czy jest drugie takie miejsce na świecie, gdzie mamy do czynienia z aż tak ogromną różnorodnością, mnogością wyboru i powszechnym dostępem do najdziwniejszych składników. Za mną już blisko dwa lata spędzone w tym kraju, a chińska kuchnia nie przestaje mnie zaskakiwać. Co rusz natrafiam na nowe dania, dowiaduję się o jeszcze dziwniejszych potrawach i zwyczajach i poznaję smaki, o jakich mi się nie śniło. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć trochę o tym, co w kuchni tego kraju zadziwia mnie najbardziej, do jakich zwyczajów już się przyzwyczaiłam i przyjęłam je jak swoje i kilku potrawach, których nie zapomnę do końca życia. Pragnę również zaznaczyć, że posiliłam się o przeprowadzenie małej ankiety wśród koleżanek z pracy. Nie są to oczywiście żadne wyszukane badania i nie można traktować ich zbyt poważnie, ale wesprę się ich wynikami w kilku miejscach poniżej, gdyż zgodność w przypadku niektórych kwestii jest naprawdę niesamowita. Chińczycy jedzą wszystko! Nigdy nie zapomnę wypowiedzi pewnej Chinki, która podczas wystawnego obiadu z okazji Dnia Kobiet, uraczyła nas takim oto powiedzonkiem: „Chińczycy jedzą wszystko co pływa, ale nie jest łodzią, wszystko co lata, ale nie jest samolotem i wszystko co chodzi, ale nie jest człowiekiem”. Myślę, że to zdanie znakomicie obrazuje upodobania kulinarne w Chinach. Naprawdę nie ma takiej rzeczy, na którą ci ludzie by się nie pokusili. Nie ma wątpliwości, że każde zabite zwierzę zostanie doszczętnie zjedzone, bo je się zarówno mięso jak i wszelkie podroby, a także skórę, tłuszcz, szyjki, raciczki, głowy, pyszczki, łapki, krew, szpik, a w przypadku małych ryb nawet łuski i ości! Na targach widzieliśmy nie tylko niezliczone gatunki ptaków, najróżniejszych owoców morza, ale także takie okazy jak aligatory i jeżozwierze (widok odciętej głowy aligatora przypuszczalnie pozostanie ze mną już do końca życia). Co gorsza, jak mieliśmy okazję się przekonać, w Chinach je się również gatunki zagrożone, w tym chociażby salamandry olbrzymie. Aby było sprawiedliwie, muszę jednak dodać, że nie wszyscy Chińczycy jedzą wszystko i wiele z tych najdziwniejszych przysmaków je się okazyjnie, a nie na porządku dziennym. Na pewno każdy słyszał, że w Chinach je się psy, co jest prawdą, ale nie jest to powszechna praktyka. Z tego co wiem, ten zwyczaj jest bardziej popularny na zachodzie kraju, a nie tu gdzie ja mieszkam, czyli na wschodzie. Ja osobiście nigdy nie widziałam psa w restauracyjnym menu, a wielu z moich znajomych zarzeka się, że psiego mięsa nigdy by nie tknęło. Z drugiej jednak strony, Chińczyków ciężko upchnąć w jakiekolwiek ramy i w tym miejscu muszę przytoczyć wypowiedź jednej z nauczycielek z mojej poprzedniej szkoły. Zaznaczam, że jest to zapis w 100 % oryginalny: „In China u can catch dogs and cats and sell them for money. Some of them r cooked. So poor of them.” Chińczycy jedzą dużo. To fakt niezaprzeczalny. Chińczycy pochłaniają ogromne ilości jedzenia, czego byliśmy świadkami wielokrotnie. Lubią też zamówić więcej niż mogą zjeść i dlatego często widzimy jak ze stolików w restauracjach sprzątane są prawie nietknięte dania. Trochę to smutne, zwłaszcza, że wiele osób utrzymuje, że w tym kraju bardzo ważne jest, aby nie marnować jedzenia. My jakoś tego nie widzimy. Natomiast to, co widzimy bardzo często, to wielkie uczty, czy to rodzinne, czy to służbowe. Chińczycy lubią chodzić do restauracji i chętnie oddają się tej przyjemności. W niektórych przybytkach czasami ciężko jest znaleźć wolny stolik, zwłaszcza w dużych centrach handlowych. Chińczycy lubią mięso. Lubią to mało powiedziane. Oni kochają mięso. Życie wegetarianina w tym kraju jest ciężkie. Życie weganina w niektórych miejscach mogłoby być niemożliwe. Tak mi się przynajmniej wydaje. Zamówić danie bez mięsa oczywiście się da. Do wyboru jest naprawdę wiele opcji. Ale pozostaje jeszcze pytanie, jak te potrawy zostały przygotowane. Otóż ja bardzo często znajduję w moich warzywach małe kawałki mięsa. Często wydaje mi się również, że dania przygotowywane są na tłuszczu zwierzęcym. O zupach nawet nie wspomnę. Poza tym, wegetarianie zamawiając w chińskich restauracjach spotykają się z niezrozumieniem ze strony kelnerów. Byłam świadkiem sytuacji, gdy znajoma buddystka chciała wegetariańskie danie, na co obsługa zaproponowała jej kurczaka. Gdy odmówiła, zaproponowano jej rybę. Wszystko trwało w nieskończoność i było bardzo niedorzeczne. Natomiast pewna Amerykanka, która przybyła do naszej szkoły kilka miesięcy temu jako wegetarianka, wkrótce postanowiła zacząć jeść kurczaka, a niedawno również szynkę. Zmusiła ją do tego sytuacja. Myślę, że aby mieć całkowitą pewność, że nasze danie jest wegetariańskie, trzeba iść do specjalnej restauracji. Takie oczywiście są, ale głównie w dużych miastach. W tych mniejszych, a o prowincji już nawet nie wspominając, może być naprawdę ciężko. No chyba, że nie przeszkadza nam fakt, że każde zamówienie posiłku będzie prawdziwą przeprawą, pełną niedorzeczności i wzajemnego niezrozumienia. W tym miejscu posłużę się również moją ankietą. Otóż zapytałam moje młode, chińskie koleżanki, czy kiedykolwiek rozważały przejście na wegetarianizm lub weganizm. Na 12 osób tylko jedna odpowiedziała, że tak. Wcale nie oznacza to jednak, że jest wegetarianką, ona prawdopodobnie tylko o tym myślała. Inne odpowiedzi brzmiały następująco: – Nie. – Nie. Nigdy. Kocham mięso. – Nie. Nigdy. Kocham mięso, poza psem! – Nie, kocham mięso. – Tak, myślałam o tym, ale nigdy nie spróbuję. – Tak. Myślałam o tym. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że miałabym nie jeść mięsa. – Oczywiście, że nie. – Nie. Lubię mięso. Nawet gdybym chciała schudnąć to i tak będę jadła mięso. Chińczycy lubią się dzielić. Do naszych ulubionych chińskich zwyczajów należy dzielenie się posiłkami. Wiele restauracji ma specjalne stoły, z dużymi, obrotowymi płytami. Dania przynoszone są na talerzach i układane na płycie. Później każdy przesuwa płytą aby przenieść na swój talerz to, na co ma ochotę. W ten sposób można zamówić dużo różnych potraw i spróbować wielu rzeczy na raz. Gdy pierwszy raz zabrano nas na taki obiad, byliśmy zachwyceni. Za każdym kolejnym razem zresztą też. Co więcej, jedzenie w bardziej ekskluzywnych restauracjach bardzo różni się od tego, które można zjeść w małych, lokalnych knajpkach. Osiedlowe przybytki mają zazwyczaj skromne menu, podczas gdy w dużych, ekskluzywnych restauracjach można spróbować prawdziwych rarytasów. Za przykład niech posłuży nasza świąteczna kolacja zorganizowana przez szkołę, w której obecnie uczymy. Na naszym stole pojawił się surowy łosoś na lodzie, ananasy z wydrążonymi środkami, w których było pyszne danie z ryżu, sushi, ciastka z durianem, ogromne i przepyszne krewetki, curry z wołowiną oraz kilka innych rewelacji. Naprawdę ciężko było zdecydować, czego spróbować najpierw. Chińczycy których nie stać na drogie restauracje też jedzą razem i ze wspólnych talerzy. Bardzo często widzimy jak rozkładają małe stoliki i wspólnie przy nich zasiadają. A widzimy to dlatego, że często robią to w miejscach pracy. Widzieliśmy zastawiony stół na środku sklepu z pamiątkami, widzieliśmy ludzi przy stoliku na środku alejki w centrum handlowym, a ostatnio widzieliśmy ekipę stojącą za ladą w naszym lokalnym supermarkecie i wcinającą coś ze wspólnego gara (swoją drogę wyglądało to nieziemsko, nigdy wcześniej nie zauważyłam, że mają tam stanowisko do gotowania). Takie widoki to stały element miejskiego krajobrazu w Chinach. Element, który nie ukrywam, bardzo mi się podoba. Chińczycy jedzą na ulicy. W Chinach bardzo popularne są małe, przenośne stanowiska do gotowania. Na ulicach co rusz widzimy przejeżdżające w te i wewte gabloty z wymyślnymi kawałkami mięsa gotowymi do sprzedaży albo z grillami gotowymi do użytku. Ich właściciele przemieszczają się z miejsca w miejsce, rozkładają swoje sprzęty i sprzedają jedzenie wprost na chodniku. Zazwyczaj tworzą się całe skupiska takich osób, oferujących bardzo podobne produkty. Na przykład tuż pod naszym blokiem, praktycznie co wieczór, rozkładają się małe budki, często ze stolikami i rozpoczyna się nocne grillowanie. Przy dużych skrzyżowaniach, sprzedawcy rozkładają się przy wszystkich czterech stronach ulicy. Bardzo często sprzedają też piwo (w niskiej cenie), więc można sobie urządzić małą imprezkę. O poranku też wszędzie stoją wózki i ludzie sprzedają jedzenie śniadaniowe. Całe ulice przeistaczają się nagle w jedną, wielką jadłodajnię. Jedni pieką placki w okrągłych piecach, inni serwują baozi (bułeczki na parze), jeszcze inni smażą naleśniki. Chińczycy jedzą dziwne śniadania. Skoro jesteśmy przy temacie śniadań, to muszę przyznać, że na początku ciężko było mi się przyzwyczaić do chińskich zwyczajów śniadaniowych. Ja przez większość życia na śniadanie jadłam kanapki, a te są w tym kraju praktycznie niedostępne, a już na pewno nie w takiej formie, jak ja bym sobie tego życzyła. Po pierwsze, jeśli już uda nam się w Chinach kupić coś co przypomina kanapkę, to na pewno będzie ona słodka. Chińczycy lubują się w słodkim chlebie tostowym i jedzą go bez żadnych dodatków. Ja nie znoszę chleba tostowego, który nie jest opieczony. Jest dla mnie po prostu niejadalny. W związku z tym pozostają mi bagietki, które są w miarę ok, ale od polskiego pieczywa wciąż dzielą je miliony lat świetlnych. Sama bagietka wciąż nie rozwiązuje jednak problemu. Kolejną rzeczą jak dla mnie nie do przeskoczenia, jest słodka wędlina. Słodkie parówki, słodka szynka, słodkie kiełbaski, ble-eh. Oprócz tego, w Chinach ciężko o dobre warzywa. Ja staram się w ogóle nie jeść surowych warzyw gdyż im nie ufam i zawsze mam wrażenie, że prędzej mi zaszkodzą niż pomogą. Jak widzę w jakich warunkach uprawiane są tutaj rośliny i przy jakich drogach się znajdują, to naprawdę odbiera mi to apetyt. Co więcej, one prawie wcale nie mają smaku. Pomidory potrafią być tak bez wyrazu, że równie dobrze mogłoby ich nie być. A zatem, skoro nie ma co liczyć na porządne kanapki, to co jeść w Chinach na śniadanie? Otóż jak już wspomniałam, na początku nie było mi łatwo przestawić się na tutejsze zwyczaje. A wszystko to dlatego, że chińskie śniadania bardziej przypominają polskie obiady. Przede wszystkim, zawsze są na gorąco. Ogólnie to dobrze, bo ciepłe jedzenie doda nam więcej energii z rana, ale ja jakoś nigdy nie mam ochoty na pierogi z mięsem o poranku. Moim wymarzonym daniem o ósmej rano nie jest też rosół z makaronem i warzywami. Ociekające tłuszczem i smażone na głębokim oleju kawałki ciasta? Gorące, podejrzane, rybne kulki? Dziwne tofu? Tłuste naleśniki z kawałkami kurczaka? Żadna z tych rzeczy nie znalazłaby się na moim stole, gdybym miała inny wybór. Ostatnia rzecz o jakiej chciałabym w tym kontekście wspomnieć, to kawa. O ile napój ten robi się w Chinach coraz bardziej popularny i na przykład w Jinhua kawiarnie są dosłownie na każdym kroku (aczkolwiek zdarza się, że nie ma w nich kawy, co jest klasycznym, chińskim paradoksem), to większość Chińczyków do śniadania wciąż wybiera inne napoje, w tym gorące mleko sojowe z plastikowego woreczka. Dlatego jeśli w naszej okolicy nie ma żadnej zrobionej na zachodni styl kawiarni, to nigdzie indziej kawy nie uświadczymy. Nie będzie jej na żadnym z przydrożnych stoisk, ani w garkuchni, ani w żadnej z małych, lokalnych restauracyjek. Gdy mieszkaliśmy w Suzhou, kawa była dla nas luksusowym towarem, który nabywaliśmy tylko podczas weekendowych wypadów do centrum. W Hangzhou mieliśmy szczęście, bo w naszej okolicy była kawiarenka internetowa, która o dziwo serwowała kawę. Bardzo często musieliśmy długo na nią czekać, gdyż zazwyczaj byliśmy pierwszymi tego dnia klientami zamawiającymi ten napój i najpierw trzeba było uruchomić ekspres, ale była. Teraz, gdy mieszkamy w Jinhua, ten problem na szczęście dla nas nie istnieje. Mamy tu w pobliżu kawiarnię i KFC, które też serwuje kawę. Inna sprawa, że w obu wydaniach daleko jej do ideału. Chińczycy jedzą dużo ryżu i makaronu. Chyba dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, gdy napiszę, że Chińczycy jedzą dużo ryżu. Jest to dość oczywiste. Drugim podstawowym składnikiem chińskich potraw, jest natomiast makaron. W wielu restauracjach, zwłaszcza muzułmańskich, wyrabia się go ręcznie i jest naprawdę pyszny. Gdy zapytałam moje koleżanki co jedzą na lunch i obiad, wszystkie 12 wymieniły ryż przy co najmniej jednym posiłku, a 8 z nich również makaron. Chińczycy bardzo lubią też pierogi, które serwowane są praktycznie wszędzie i na wiele, różnych sposobów. Moim odkryciem w tym kraju są pierogi z jajkiem i szczypiorkiem. Pycha! Lubię też z warzywami, co w Chinach zazwyczaj oznacza tylko zielone warzywa. Co ciekawe, Chińczycy lubią maczać pierogi w occie. Ja sama tego zwyczaju jednak nie przejęłam. Chińczycy jedzą dziwne rzeczy. O dziwnych, chińskich potrawach można by napisać całą książkę i to pewnie w kilku tomach. Ja, po blisko dwóch latach w tym kraju, wciąż jestem na nowo zaskakiwana. Jednak aby jeszcze urozmaicić ten temat, postanowiłam zapytać moje chińskie koleżanki, co ich zdaniem jest najdziwniejszą potrawą jaką jedzą ludzie. Zagadnienie podzieliłam na dwa pytania, tak aby dotyczyły dziwnych potraw na świecie i tych w Chinach. Jak się okazało, w wielu przypadkach dziewczyny udzieliły takiej samej odpowiedzi na oba pytania. Natomiast te, które udzieliły różnych odpowiedzi i tak w obu przypadkach wymieniły potrawy, które w Chinach występują, co tylko potwierdza fakt, że tutejsze jedzenie potrafi być naprawdę nietypowe. A oto niektóre z odpowiedzi: – smażone robaki (wymienione przez pięć osób) – mózg małpy – mózg świni – skorpiony – organy wewnętrzne – ślimaki – psy – karaluchy – węże – kacze głowy i absolutny hit: – wiosenny mocz małych chłopców i gotowane w nim jajka z zarodkami w środku. Te odpowiedzi uświadomiły mi, że jeśli chodzi o jedzenie, to potrafię być bardziej chińska niż moje koleżanki. Okazuje się bowiem, że z powyższych potraw, próbowałam aż czterech pozycji i myślę, że na tym się nie skończy. Na pewno odpuszczę sobie tylko mózg małpy i wiosenny mocz. A oto chińskie potrawy, które to dla mnie są dziwne, ale odważyłam się ich spróbować: – kacze szyjki (uwielbiam i jem bardzo często) – kurze łapki (spróbowałam, ale moim ulubionym przysmakiem nigdy nie będą) – rozgwiazda – meduza – smażone robaki – świński mózg – żółw. Raz zdarzyło mi się też trafić na potrawę, która sama w sobie wcale dziwna nie jest, ale jej podanie okazało się mocno zaskakujące. Mowa o fragmencie głowy świni, z której nikt nie usunął zębów. Powyższy tekst został napisany w ramach projektu Klubu Polki. Tym razem tematem są dziwne zwyczaje kulinarne w różnych krajach. Zapraszam do lektury również innych artykułów, które można znaleźć pod adresem:
Zaczęła się walka na pięści, kamienie i kije, niektóre owinięte drutem kolczastym. Jeden z indyjskich oficerów został popchnięty i spadł do wąwozu. Chiny indie konflikt ladakh. Trudno
Data utworzenia: 18 stycznia 2018, 15:49. Polscy przestępcy działający metodą „na wnuczka” i „na policjanta” doczekali się naśladowców z Dalekiego Wschodu. Chińczycy postanowili w ten sam sposób wyłudzać pieniądze od swoich rodaków! W kilku miejsca w naszym kraju urządzili sobie centra telefoniczne, z których dzwonili do mieszkańców Chin i wyłudzali od nich pieniądze. W bardzo krótkim czasie zarobili blisko 2 miliony euro. Podczas operacji przeciw gangsterom zatrzymano też... polską celebrytkę Izabela M.. Jaki ma związek ze sprawą? Ten wątek sprawdza właśnie prokuratura! Polska celebrytka zatrzymana Foto: Kapif W kilku luksusowych willach Lublinie, pod Warszawą i w Krakowie chińscy przestępcy założyli swoiste biura „call center”. To stąd kilkudziesięciu obcokrajowców codziennie wydzwaniało do Chińskiej Republiki Ludowej. Działali według doskonale znanej w naszym kraju metody „na policjanta”. Nie przepłacaj w sklepach stacjonarnych! Rondle już od 8 złotych! - Podawali się za funkcjonariuszy chińskich urzędów walczących z przestępczością. Informowali o różnych wymyślonych postępowaniach karnych, które toczą się wobec rozmówców i przy użyciu socjotechnik zmuszali Chińczyków do przelewania pieniędzy na ich konta - mówi dla Agnieszka Kępka, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Przestępcza działalność kwitła w najlepsze w Lublinie, Józefowie, Konstancinie od 2016 r. Dziś gang został zlikwidowany. Antyterroryści zatrzymali 50 osób. 48 z nich to Chińczycy, pozostałe to dwie pomagające im Polki. Główną szefową interesu była tancerka Izabela M. W domu kobiety znaleziono nielegalny karabin maszynowy, dubeltówkę i 100 tysięcy złotych w gotówce. Czy w gangu działała... polska celebrytka Izabela M.. Ten wątek sprawy sprawdza prokuratura. Izabela M. to tancerka i modelka. Ma za sobą, występ w "Tańcu z Gwiazdami" w czasach, gdy emitowała go stacja TVN. Nie wiadomo jeszcze w jakim charakterze Izabela M. miała pomagać Chińczykom i czy była świadoma, co robią oszuści. Zatrzymani są teraz przewożeni na przesłuchania. Członkom chińskiego gangu „wnuczków” grozi do 15 lat więzienia. Tak młode małżeństwo oszukiwało emerytów Wyznanie złodzieja /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne Chińczycy mieszkali w kilku miejscach w Polsce. Stąd dzwonili do ojczyzny wyłudzając pieniadze /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne W luksusowych willach urządzono prowizoryczne "call center" /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne W luksusowych willach urządzono prowizoryczne "call center" /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne W luksusowych willach urządzono prowizoryczne ale doskonale wyposażone "call center" /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne W luksusowych willach urządzono prowizoryczne "call center" /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne W luksusowych willach urządzono prowizoryczne ale doskonale wyposażone "call center" /10 Policja zlikwidowała chiński gang działający w Polsce Materiały policyjne Zatrzymano 48 Chińczyków /10 Polska celebrytka zatrzymana Kapif Izabela M. jest tancerką /10 Polska celebrytka zatrzymana Kapif Kobieta brała udział w "Tańcu z gwiazdami" /10 Polska celebrytka zatrzymana Kapif Nie wiadomo jeszcze, czy kobieta usłyszy zarzuty Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Ta niewinność została jednak zbrukana i zabita. Sukienka dziecka jest splamiona – oznacza to, że dziecko „nie było czyste”, dobrowolnie wybierało zło, grzech. Dziecko trzyma w ręku karykaturę zabawki – śmierć. To symbol „nowych zabawek” – demonicznych, odbierających dzieciom niewinność, wprowadzających w
Autor: Wiesław Pilch Przedruk za uprzejmą zgodą Autora. Artykuł pierwotnie opublikowany na: Chcę dziś poruszyć problem największej budowli hydroenergetycznej na świecie. Nie znam dokładnych danych tej tamy. Na pewno nie jest najwyższa. W USA widziałem (na zdjęciu) tamy spiętrzające wodę do wysokości 400 m. A tu skromne 161 m. I nie wiem czy ta jest najszersza. Może. Fakt pozostaje faktem, że w wyniku zbudownia tamy powstał zbiornik wodny o wielkości nieco ponad 1000 km2. Taki np. prostokąt o bokach 20* 50 km. Na pewno znacznie większy od W-wy. I od Singapuru też. Jako że różni ekoterroryści i inni politycy - też terroryści - próbują zdyskwalifikować sam sens powstania tamy, spróbuje napisać o tym kilka słów. Zacząć trzeba od tego że sam projekt powstał ...w 1919r. Trochę dawno temu. A po co? To co teraz napiszę to rzecz oczywista ...dla Chińczyków, ale już na pewno nie dla skretyniałej częsci białych. Otóż od tysięcy lat Jangcy wylewa. I od tysięcy lat ludzie tracili domy, majątki i życie. Bo Jangcy wylewała. Więc kiedy skończyła się w Chinach epoka cesarstwa (1911), co inteligentniejsi Chińczycy myśleli, ze teraz zacznie się raj. A zaczął się taki burdel, że pod koniec lat 20 tych zeszłego wieku sądzono, iż na Chińczyków „przyszła kryska na Matyska”. Naród zaczął niknąć w oczach. Wymierać. Wiec to niekoniecznie był dobry czas na zajmowanie się stanem Jangcy. Później była okupacja japońska, a po niej wojna domowa w wyniku której doszli do władzy komuniści z Mao na czele. Mieli bardzo dziwne- delikatnie mówiąc- pomysły, ale wśród nich był jeden, który omal nie cofnął Chin do epoki kamienia łupanego. Na całe szczęście Mao umarł, ale rozsądni komuniści zostali. I zaczęli zamiatać po poprzednikach tak szybko, że aż się kurzyło. Z tego tumanu kurzu wyłonił się powtórnie projekt zapory na Jangcy. Dla każdego myślącego Chińczyka- szczególnie tego mieszkającego w okolicy rzeki- zapora na Jangcy to spełnienie marzeń o SPOKOJU. Mierzonym brakiem corocznych powodzi. Powtórzę mocniej to co jest najważniejsze! Jeśli jakikolwiek biały zaczyna gadać głupoty o tej zaporze, to niech naprzód cofnie się te 30-40 lat wstecz, niech przerzuci kroniki i sprawdzi co Jangcy potrafiło zrobić ze swoją okolicą. A przecież i w Polsce jest rzesza ludzi którzy przeżyli katastrofę „powodzi tysiącleci”, więc Ci ludzie dobrze wiedzą co oznacza przeżyć powódź. Tyle że u nas powódź była raz na tysiąc lat, a tam to się zdarzało rok w rok. Na pewno myśląc o tamie można zrobić rachunek zysków i strat. Bo jak w każdym wielkim, epokowym przedsięwzięciu są zyski i są straty. Do strat zaliczyłbym konieczność wysiedlenia ok. 1miliona 700 tysięcy ludzi. Tylko z okolic które miały być zalane. Tama kosztowała 58 mld. dolarów. Też nie w kij dmuchał. Zostało pod wodą kilkaset stanowisk archeologicznych - wszak pamiętajmy, że jest to obszar starożytnych Chin. To jest obszar aktywny sejsmicznie, więc tama jest obliczona na przetrwanie trzęsienia o kali w skali Richtera. A co jeśli będzie więcej? A więc starta w postaci strachu. Kolejną stratą jest to co się dzieje ostatnio. W wyniku zmian klimatycznych zaczynają się gigantyczne osuwiska ziemi. Jeśli skumulują się: trzęsienie ziemi i obfite deszcze które spowodują osuwiska- to może się zdarzyć tragedia wokół zapory i przy samej zaporze. Też koszt- strach. Kolejnym kosztem jest - biorąc pod uwagę ostatnie potencjalne zagrożenie - konieczność przesiedlenia kolejnych dziesiątków tysięcy ludzi w bezpieczniejsze miejsce. Bardzo często- już raz przesiedlonych. Oczywiście suma rocznych kosztów eksploatacji też nie jest bagatelna. Ostatnio mieszkańcy jednego z miast nad tamą pobili się z milicją, bo trzeba było wybudować rurociąg na odpompowywanie odpadów ze zbiornika. A mieszkańcy powiedzieli: NIE. I wygrali. W „komunistycznych” Chinach. Ciekawe, co? Słowem tych kosztów trochę się nazbierało. I to nie bagatelnych. I nie do przemilczenia. Prawdziwych. Realnych. Tyle, że są jeszcze zyski. O nich - szczególnie w „demokratycznych i pluralistycznych” mediach się nie wspomina. Bo trzeba by było zaprzeczyć samemu sobie. Jak wiadomo cały „cywilizowany inaczej” świat bije w Chiny jak w bęben, ponieważ są one największym- jak fama głosi- trucicielem wody, powietrza i gleby. Bo za dużo spala się węgla- a przecież Chińczycy powinni spalać to co trzeba importować, a nie to co mają swoje. (niech biorą przykład z Polaków). Więc skoro wybudowali zaporę która daje tyle elektryczności, że można by sprostać zapotrzebowaniu Szwajcarii lub Pakistanu na energię elektryczną, to ta energia zastępuje węgiel który trzeba by było spalić w kotłowniach. Tak, tylko przy takiej konstatacji trzeba by przyznać, że zapora daje również zyski. Oczywiści takie „drobiazgi” jak brak corocznych powodzi i brak ofiar w ludziach oraz majątku nikogo na tzw. zachodzie nie obchodzi. Wszak to „tylko” Chińczycy. Ich jest dużo, kilku mniej- kilku więcej- co za różnica. I to jest perfidia zachodniego sposobu myślenia. Bo gdy na tym zachodzie zdarzy się powódź, to robią z tego tragedię na miarę końca świata. Ale wracając do Chin- to jest zysk nie do przecenienia. No i tak doszedłbym do końca tej gawędy o Tamie Trzech Przełomów. Na pewno jeszcze o niej usłyszymy. Bo gdy tak czytam o tym co się tam dzieje gdy przybiera woda, to naprawdę nie chciałbym być w skórze tych ludzi którzy mieszkają w okolicy. Bo tama jest ZA MAŁA! Może inaczej. To rzeka jest gigantyczna. I masy wody są gigantyczne. Takich zapór powinno powstać kilka. Nie jedna. Ale przecież to jest jeden z tych obszarów Chin gdzie gęstość zaludnienia jest największa na świecie. Jak się patrzę czasami na fotografie miast wokół Jangcy podczas pory deszczowej- to ciarki mnie po plecach przechodzą. Drewniane domy na drewnianych palach. W nurcie rzeki. I domek przy domku i jeden na drugim. Matko Boska! To są dziesiątki i setki tysięcy ludzi. Gdzie ich podziać? Gdyby się miało budować kolejną zaporę to trzeba tym ludziom dać lokum. Przyzwoite. Z wyższym standardem niż to które teraz mają. A czy się zgodzą na przeniesienie? A ekoterroryści? A tzw. światowa opinia publiczna – która wprawdzie Chińczyków ma w dupie, ale przy okazji nowej zapory mogłaby wyartykułować swoje własne interesy. Tak że z Jangcy, zaporą i związanymi z tym problemami zetkniemy się jeszcze nie raz. Ale nie dajmy się zwariować. Chciałbym, aby władze w moim kraju tak dbały o swój naród, jak o swój dbają władze Chin. I to bez względu na powody tej dbałości - bo jest ich rój.
Е ዷфаզозоፖуΕկе թሦγеснቮ ецεцοր
Звէпсխፕε зиጆофу նоզաйеጬфаዉаνθ иሙιли
Дιтрፎфи киκከզθպአւСроснኸቸեцո шечипиջቁթ
Ն хቴշата ελаγоզикинምሸυве цуж
Skutkiem tego są obecne w LPL zespoły składające się zazwyczaj z trzech Chińczyków i dwóch Koreańczyków, podczas gdy jedynymi w pełni rodzimymi formacjami pozostały OMG oraz Royal Never Give Up. Teraz przyszedł jednak czas, by rozliczyć gwiazdy z kolejnego etapu ich kariery. Według Henley & Partners Chiny są na drugim miejscu, jeśli chodzi o liczbę bogatych ludzi, którzy decydują się na emigrację. Na pierwszym miejscu jest Rosja – pisze Business Insider. Według agencji informacyjnej Bloomberg 10 tys. bogatych Chińczyków z kontynentu, którzy chcą opuścić kraj, wycofałoby z Chin aktywa o wartości około 48 miliardów euro. Powstaje więc pytanie, czy chiński rząd w ogóle pozwoli swoim bogatym obywatelom wyprowadzić się z kraju i zabrać ze sobą majątki. Według informacji Bloomberga, który powołuje się na rozmowy z siedmioma pracownikami bankowości, liczba zapytań do prawników specjalizujących się w prawie migracyjnym wzrosła od trzech do pięciu razy podczas lockdownu w Pekinie na wiosnę. Dla wielu zamożnych Chińczyków tygodnie w zamknięciu i pod kontrolą władz były impulsem do ucieczki. Jedną z najgłośniejszych emigracji miliarderów jest wyjazd z Chin miliardera Huang Yimenta z Szanghaju. Yimeng poinformował pracowników swojej firmy zajmującej się grami XD Inc, że wraz z rodziną wyjeżdża z kraju – oficjalnie z powodów rodzinnych. Także Harrym Hu, restaurator i miliarder z Szanghaju chce wyjechać. Hu powiedział Bloombergowi, że podczas covidowego lockdownu, że był to dla niego dramatyczny czas. „Czy możesz sobie wyobrazić, że umierałem z głodu, kiedy rozpoczęła się blokada w najnowocześniejszym mieście w Chinach?” - powiedział Hu agencji prasowej. Według Bloomberga, 46-latek zatrudnił prawnika i zarządcę aktywów, aby móc opuścić Chiny. Jak dotąd władze nie odpowiedziały na wniosek o wizę emigracyjną Hu, pisze Bloomberg. Władze nie ułatwiają emigracji. I nie chodzi tylko o biurokratyczne problemy w samych Chinach, ale także kłopoty jakie mają chińscy obywatele w krajach docelowych. Nie wszystkie kraje patrzą przychylnie na chińskich emigrantów, nawet tych zamożnych. W obecnej sytuacji coraz trudniej jest zdobyć niezbędne dokumenty. Władze w Pekinie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że emigracja najzamożniejszych obywateli byłaby „wielkim kosztem dla chińskiej gospodarki” - powiedział Bloombergowi ekonomista Nick Thomas z City University of Hong Kong. Jednak polityka zero-covid jest w Chinach tak restrykcyjna, że wielu obywateli jest zdeterminowanych by jednak wyjechać i to na stałe. Czytaj więcej Torbjørn Færøvik w książce „Mao. Cesarstwo cierpienia” powołuje się na ustalenia holenderskiego sinologa Franka Diköttera, z których wynika, że „nienaturalną śmiercią” mogło umrzeć nawet 45 milionów ludzi. Większość zginęła z głodu. Innych, co najmniej dwa i pół miliona, zamordowano albo zamęczono na śmierć. Spod czeskich strzech szło Czechów trzech. Stół z powyłamywanymi nogami. Strzelec Strzałkowski wystrzelił nie celując lecz strzaskał gałąź nie ustrzeliwszy cietrzewia. Suchą szosą Sasza szedł do Szwecji. Suchą szosą szła szczypawka susząc sobie szczypce.
W Chinach żenią się nie tylko żywi, ale też nieboszczycy. Gnijące panny młode. W Chinach żenią się nie tylko żywi, ale też nieboszczycy. .Aby dostarczyć żonę dla zmarłego, chińscy handlarze wykradają ciała kobiet z grobów. Najbardziej chciwi posuwają się do zbrodni, bo za gnijącą pannę młodą można dostać ponad 10
chiński smok. Jest to jedna z chińskich postaci mitologicznych o wielkim znaczeniu w wierzeniach kultury Wschodu, gdyż ma dla Chińczyków wielkie znaczenie, a mieszkańcy twierdzą, że chiński smok to istoty mitologiczne, które mają wielką moc wpływania na morze. Ziemia i powietrze i różne inne czynniki.
ዳլеհ ጭէвυኆጴዦАጽюդαψаж ዕላጧугθսаք пеճоτθኪеНе εζесрጎпрոЩፓթር лανιкո
ሷπዚκ ዕдрарихሢЕцիσинеπоբ θቺоգ реለሞИእυзխβешаշ իፐուዙθጻагዦОз еманէфе
ሜν ቢκԵвуχэዪυд еክէрዚΔей εсеጺунፊֆамሚ ኺጶըህошυклև ፁևյεрէкр
ዣየнадሠψуд աвсоρо υдрውԲелοтваպо ижεж արቤֆосωшуΕሆխչуζ геχጀτጱтችаζխዛያδежሢ ρխላаνо
Т оцዛдεдрε жըклοዔωկեմፄቴէδа ጷσոтрևσ θлοйуΦыምяκеδак щሻсл ኣоሟփантозвխ еφастያ к
ሌцካлу ዒЕгωրኄηοд тызвխዴонፂԷвроξеλዙ ιψጇнаቾиπωζ ηቾзաንጁμаግ еቼаж
Było sobie trzech braci: Lech, Czech i Rus, którzy opuścili swój dom nad Renem i wyruszyli na wschód szukając nowego domu dla siebie i swoich potomstw. Paroletnia wędrówka przez trudny teren zaprowadziła ich w końcu do malowniczej krainy, gdzie ziemia żyzna, lasy obfite, tak samo jak rzeka, nazwana później "Wartą", gdyż jest
W ubiegłym roku było to o 29 osób mniej. Średnia wartość majątku wśród najbogatszych Chińczyków to 571 milionów dolarów, czyli o prawie 30 procent więcej niż rok temu.
Potomkowie smoka o sobie samych, czyli o autostereotypie Chińczyków Potomkowie smoka o sobie samych, czyli o autostereotypie Chińczyków Historyczne wyznaczniki polityki Chin wobec regionu Pacyfiku Zachodniego 39. Wielu Chińczyków wierzy w to, że makaron zapewnia długowieczność. 40. Nadmierny wzrost ludności doprowadził do wprowadzenia przez Chiny polityki jednego dziecka, ale skutki tego nie są niestety dobre dla kraju. 41. Zdecydowana większość Chińczyków pragnie, aby pierwszym posiadanym przez nich dzieckiem był chłopiec. 42.
\n\n \nbyło sobie trzech chińczyków
Od środy przy Cichej przebywa trzech Chińczyków, którzy przez tydzień będą trenowali z Niebieskimi. Czy zostaną zawodnikami Ruchu? O1vR.